czwartek, 21 października 2010

Konwersacja w czterech językach, czyli jak zostałem superpoliglotą kupując gumę do żucia od masajskiego straganiarza





Dzielnica Kayole, jeden z wielu poranków. Właśnie pędzę do szkoły średniej na lekcje historii z drugą klasą. Bierze mnie dzika ochota na gumę do żucia (nie, nie jest tak jak myślicie, wyszorowałem ząbki przed wyjściem z domu). Zaczynam się rozglądać za jakimś straganem. Interesują mnie takie, na których sprzedaje się głównie papierosy, łakocie i właśnie gumy do żucia. Jest jeden naprzeciwko stacji benzynowej, przy której codziennie reperują to samo matatu. Za sprzedawcę robi bardzo oryginalny, bo gruby Masaj, w tradycyjnym masajskim stroju i podkoszulce heavy metalowego zespołu Iron Maiden. Podchodzę.
Ja- Sopa
Masajski straganiarz- Sopa.
Ja- Bubble gum ngapi?
M. S.- Bob.
Ja – Asante.
Wziąłem gumę i poszedłem w swoją stronę. Żując gumę naszły mnie pewne przemyślenia natury lingwistycznej. Uświadomiłem sobie, że ten króciusieńki dialog, który odbyłem ze sprzedawcą gum do żucia był powiedziany w czterech językach. Sopa, to masajskie pozdrowienie, bubble gum to po angielsku guma do żucia, ngapi po suahili znaczy ile, asante to w tym samym języku dziękuję. Bob natomiast to słowo ze shien. Sam dialog przebiegał w sposób naturalny. Nie było to jakieś językowe wydziwianie, ani tym bardziej popisywanie się. Zobaczyłem Masaja, więc pozdrowiłem go słowem sopa, on mi odpowiedział tym samym. Chciałem gumy do żucia, więc musiałem to powiedzieć po angielsku, gdyż nie funkcjonuje tu inne słowo na jej określenie. Słowo ngapi, czyli ile (w zasadzie powinno być bei ya bubblegum ni ngapi, ale komu się chce tyle gadać)jest w swahili. Z kolei słowo bob pochodzi ze slangu shien i oznacza jednego szylinga. 10 szylingow to ten bob, 20 to mbao, a 30 to darti bob i są to typowe określenia na ceny przejazdów w matatu.
Czym jest shien? Jest to slang, mieszanka angielskiego i popsutego swahili. Tydzień temu na imprezie u jednego znajomego popisywałem się swoją znajomością swahili (udawanie, że świetnie opanowałem ten język idzie mi czasem wyśmienicie). Jeden z nowo poznanych kenijskich znajomych powiedział, że skoro już tak dobrze znam swahili (co jest oczywistą nieprawdą), to teraz muszą mnie nauczyć shien. Powiedziałem mu, że za żadne skarby, ale się chyba nie obraził. Jak mi tłumaczono młodzi ludzie mówią w shien, żeby nie być rozumianym przez starszych. Sprawa jednak jest głębsza. Slang ten też jest po prostu elementem miejscowej subkultury młodzieżowej, na którą składają się jeszcze kenijski hip hop, palenie marihuany, noszenie dredów i jeżdżenie głośnymi matatu. Słowem shien w oczach postronnych to istna zakała. W każdy piątek w szkole średniej jest dzień swahili, wszyscy uczniowie są zobowiązani mówić po suahili, oczywiście poza lekcjami, które są po angielsku. Nigdy nie zapomnę jak dyrektor szkoły krzyczał na szkolnym apelu na uczniów "macie mówić po swahili, po swahili a nie w shien, shien to nie swahili".
A więc niaje (to w shien haha).