piątek, 17 września 2010

Varia


1) Matatu 111
Pierwsze przykazanie dla użytkowników matatu. Pilnuj dobra swego, bo nie będziesz miał drugiego. A więc jestem szczęśliwym (na razie) pasażerem matatu numer 111. Popełniam niestety podstawowy błąd, trzymam portfel w kieszeni na piersi. Mój przystanek, zbieram się do wysiadania, choć w zasadzie biorąc pod uwagę rozmiary pojazdu, do wygramolenia się. Mężczyzna siedzący po mojej lewicy ma podobne plany. Niestety, opuszczenie pojazdu to nie jest jego jedyny pomysł. Wstajemy, wyraźnie czuję, że mi grzebie w kieszeni. Macam, nie mam portfela. Dostałem białej gorączki, potem zielonej, fioletowej, bordowej i niebieskiej. Burda w matatu, jak w szachach, białe przeciwko czarnym. Walczę o mój portfel, o moje pieniądze i moją godność. Walczę o honor mzungu. Nie mam zamiaru być zagranicznym frajerem, chodzącym bankomatem, białą drukarnią
pieniędzy. Mój przeciwnik, pomimo koloru swojej skóry, jest blady jak
ściana. Boi się, że biały zaciągnie go przed sąd i wtrąci do wiezienia.
Wypiera się wszystkiego, odrzuca portfel na siedzenie z boku. Wysiadam z matatu. Solennie oświadczam ze to mój złodziej, swoje dostał i nikt nie ma prawa go ruszać. Idę napić się sody, w końcu trochę się spociłem.

2) Lex populi
Piękny słoneczny dzień. Idealna pora na przyjemny spacer po zamożnej dzielnicy wokół luksusowego centrum handlowego "Nakumatt Prestige". Sympatyczni mieszkańcy pozdrawiają mnie zwyczajowymi salama lub habari gani. Ptaki śpiewają, drzewa rozkwitają, cisza, spokój, zielona trawa, wyjątkowo czyste ulice, a ludzie uśmiechnięci od stóp do głów.

Ryk, krzyk i świst bata. Biegnę, wyglądam zza węgła, nie tym razem to nie ja będę miał przerąbane. Dwóch wyrostków siedzi na chodniku. Mają podwinięte podkoszulki, z ich pleców ściekają stróżki krwi. Chłoszcze ich czterech mężczyzn. Dookoła nich zgraja rozterkotanych kobiet. Niedaleko zgromadzenia stoi człowiek, który jest powodem całego zbiegowiska. Starszy pan opiera się o drzewo, wyraźnie mu słabo, ma złamany nos i krwawiące kolano. Ma około 80 lat,
jest biały, do Kenii przybył jeszcze za czasów kolonialnych. Młodzi
kryminaliści pobili go i obrabowali. Na szczęście z pomocą przyszli mu
sąsiedzi z dzielnicy.
To co opisałem, może Wam się bardzo nie podobać. Możecie to nazywać anarchią, rządami tłumu, samosądem, okrucieństwem czy barbarzyństwem. Lincz jest jednak naturalnym sposobem obrony się społeczeństwa przed kryminalistami, w sytuacji gdy aparat państwowy nie działa tak jak powinien.
W Kenii gangsterzy wykupują swoich kolesi z aresztu za równowartość kilkuset złotych. Mundurowi bardziej zainteresowani są
robieniem własnych brudnych interesów niż łapaniem sprawców. Bardzo często służby państwowe przeplatają się ze środowiskami przestępczymi. Kenijczycy nie maja zaufania do policji, dlatego sami biorą się za wymierzanie sprawiedliwości.
 Obecnie stosowane metody linczu i tak są delikatnymi pieszczotami w porównaniu do tych z jeszcze niedawnej przeszłości. Chyba każdy z was wolałby zaliczyć chłostę niż być związany, obłożony oponami, podlany benzyną i puszczony z dymem.

3)Żebraczka.
Centrum handlowe dzielnicy Buruburu, to miejsce w którym zawsze jest pełno ludzi. Klienci dwóch dużych sklepów dźwigają swoje siatki, lub pchają wózki na parking, by tam przerzucić na swoje mechaniczne osły zdobycz upolowaną w dżungli supermarketu. Prawdziwa wyspa dobrobytu w oceanie biedy jakim jest Nairobi.
Tak jak wokół nosorożców na sawannie gromadzą się małe ptaszki, które czyszcząc ich gruba skore same się posilają, tak wokół centrum
handlowego Burubury gromadzą się zastępy żebraków. W tym przypadku ta symbioza ma charakter bardziej metafizyczny. Żebracy chcąc od bogatych środków do życia, dają im okazję do odkupienia winy swojego dobrobytu. Poetycko to zabrzmiało co. Tak jest tylko jednak tylko na pierwszy rzut oka. Rzućmy więc nim jeszcze raz.

Żebractwo to zawód. Niegodny jak złodziejstwo czy prostytucja, ale zawód. Są tu godziny pracy i rewiry działania. Techniki negocjacji i inne reguły marketingu. Liczy się podejście do klienta i konsekwencja w działaniu. Wzbudzenie litości i wyrzutów sumienia, stworzenie dychotomii na linii biedny bogaty, podzielnie ludzkości na połowę w zależności od zasobności portfela, nieświadome odwołanie się do materialnych podstaw chrześcijaństwa i marksizmu. Mówiąc po ludzku, wielki blef.

Jeden z wielu wieczorów. Właśnie wracam na kolacje po wizycie w kafejce internetowej. Nagle widzę znajomą postać. Jedna z żebraczek wchodzi do swojego domu, przed brama zaparkowane nowiutkie Subaru Impreza.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz