niedziela, 8 sierpnia 2010

Szkola w Kayole

 A wiec jak wyglada Kayole. Na pewno jednak wygląda bardzo podobnie do wielu innych osiedli, w których mieszkają biedniejsi ludzie. W większości niebrukowane ulice, po których gdzieniegdzie płyną potoki obrzydliwie brudnej i śmierdzącej wody, do tego wszechobecne śmieci. Kury krzątają się, starając się wydłubać z ziemi ziarenka ryżu, czasem jakiś kogut wskoczy na kamień i zapieje całą piersią, czuję się wtedy swojsko. Już od samego rana drobni handlarze rozkładają swoje kramy. Mają tam czasami bardzo interesujące, a przede wszystkim smaczne rzeczy. Jestem stałym klientem pań, które sprzedają pyszne trójkątne pączki, oraz pana, który smaży bardzo smaczne chapati, czyli nasze swojskie naleśniki. Wszystkie te łakocie, smaczne i najczęściej jeszcze ciepłe, bo dopiero co zdjęte z patelni, można kupić za bardzo śmieszne pieniądze.



Wszędzie można spotkać dzieci. Zawsze jest tak samo, najpierw pełne niepokoju i zainteresowania spojrzenie, wyciągnięta mała raczka wskazująca na mnie swoim jeszcze mniejszym palcem, otwiera się buzia i pada nieśmiertelne słowo „mzungu”, czyli biały, Europejczyk, jak kto woli. I tak tysiące razy dziennie. Niestety wiele z tych dzieci jest zaniedbywanych przez rodziców. Dzisiaj widziałem dwu-trzyletnią dziewczynkę, jak niosła palącą się plastikową torbę. Wyrwałem jej to z ręki i nakrzyczałem na nią, może jak się przestraszy mzungu, to już nie będzie robić takich niebezpiecznych rzeczy?



Moja szkoła położona jest właśnie przy jednej z takich brudnych, zaniedbanych, śmierdzących ulic. Zaprasza do środka wymalowanymi na jej murach postaciami z bajek Disneya. Budynek składa się z dwóch kondygnacji. Z położonych na zewnątrz schodów rozciąga się widok na całą ulicę. Na parterze swoje zajęcia mają przedszkolaki, mieści się tam także biuro, plac zabaw i toalety dla dzieci. Uczniowie szkoły podstawowej mają swoje klasy na pierwszym i drugim piętrze.



Pod swoją opieką mam pięć klas. Maluchów z klasy drugiej i trzeciej uczę przedmiotu o tajemniczej nazwie „science”, który odpowiada naszej przyrodzie. Z klasą czwartą mam angielski, z piątą i szóstą - matematykę. Dzieci w szkole są bardzo karne i posłuszne. Wobec nauczycieli czują wielki respekt. Dyscyplina jest dosyć surowa, ale sprawiedliwa, dura lex sed lex. Za niektóre przewinienia przewidziane są kary fizyczne. Sam byłem świadkiem, jak trójka uczniów za uczestnictwo w bójce i napyskowanie nauczycielowi otrzymała po dziesięć razów kijem w tyłek. Może niektórych to zaszokuje, ale moim zdaniem było to bardzo dobre posunięcie. Ci uczniowie nigdy nie włożą na głowę żadnego ze swoich nauczycieli kubła na śmieci. Z drugiej strony, jak to między Afrykańczykami bywa, nauczyciele często przytulają dzieciaki, biorą je na kolana, witają się z nimi bardzo serdecznie.



"Brama" szkoly
Przyznam, że najbardziej lubię lekcje matematyki w klasie szóstej. Wszyscy uczniowie, w szczególności chłopcy, są bardzo bystrzy. W lot chwytają zasady tej trudnej nauki. Swoją pracę z nimi zacząłem od geometrii. Kąty rozwarte, ostre, trójkąty równoramienne, proste i tak dalej. Potem przeszliśmy do działań na procentach. Moi uczniowie bardzo mnie zaskakują, są pomysłowi i aktywni, wszyscy chcą iść do tablicy, wszyscy chcą odpowiadać. Na zajęciach w jakiejkolwiek klasie zabijają się, żeby chociaż przeczytać na głos polecenie. Właśnie na głos, w tym mój największy problem. Dzieci, przyzwyczajone do dyscypliny i posłuszeństwa wobec starszych, mówią bardzo cicho. Naprawdę ciężko jest mi czasem ich zrozumieć. Speak up men, sema kwa sauti, nie zawsze moje polecenia odnoszą zamierzony skutek. Ale na szczęście już niektórzy uczniowie nauczyli się, że u mwalimu mzungu mówi się głośno - pojedynczo, ale głośno. Poza prowadzeniem normalnych zajęć dydaktycznych, pragnąłbym także zająć się uczniami z opóźnieniami w nauce, a takich niestety też nie brakuje. W klasie drugiej jest chłopiec, wyraźnie starszy od swoich kolegów i koleżanek, nie pisze, nie czyta i nie liczy. Jego własny brat publicznie się z niego wyśmiewa. Być może w nadchodzącym wakacyjnym czasie uda nam się nadrobić zaległości. Ale będzie, co Bóg da.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz